Skocz do zawartości
Polska

Wybory 2024: WIECZÓR WYBORCZY KONIN 2024 - II TURA - NIEDZIELA 20:55

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościWypadek podczas wyścigu. Czy trasa była dobrze zabezpieczona?

Wypadek podczas wyścigu. Czy trasa była dobrze zabezpieczona?

Dodano: , Żródło: LM.pl
Wypadek podczas wyścigu. Czy trasa była dobrze zabezpieczona?

Siedmiu zawodników w szpitalu, relacje w ogólnopolskich mediach. To efekt wypadku, do którego doszło w sobotę podczas wyścigu kolarskiego. Choć wstępne ustalenia wskazują na winę kierującej autem, pojawiają się pytania, czy wyścig był dobrze zabezpieczony.

Co się dokładnie stało?

Sobotni, pierwszy etap XXV Ogólnopolskiego Wyścigu Kolarskiego ,,Po Ziemi Konińskiej” zaplanowany był po ulicach Konina. Start zorganizowany został przy siedzibie starostwa konińskiego na Al. 1 Maja. Później zawodnicy jechali ul. Dworcową, ul. Poznańską, ul. Przemysłową i znów – Al. 1 Maja. Co ważne, kolarze mieli ścigać się tylko na dwóch pasach ruchu. Dwa pozostałe otwarte były dla ruchu samochodowego.

O godz. 10.00 wyścig miał wystartować. Kolarze jednak wciąż stoją przed linią startu. Zaczynają się rozmowy przez krótkofalówki, po chwili pod miejsce startu podjeżdża radiowóz. Policjant informuje organizatorów o problemach z zabezpieczeniem okolic ronda Solidarności. Start zostaje odłożony, kolarze wciąż czekają.

Godz. 10.14. Sygnału do startu wciąż nie ma. Kilkaset metrów od zawodników, na trasę wyścigu, wjeżdża renault traffic (zdjęcie numer 2). Zdezorientowany kierowca zostaje napomniany przez strażnika miejskiego pilnującego tego odcinka i po chwili zjeżdża z zamkniętego odcinka. Zaledwie trzy minuty później znów pod starostwo podjeżdża radiowóz, tym razem jednak jest pozwolenie na start. Zawodnicy ruszają na trasę.

Ok. godz. 10.30 zawodnicy są już na ostatnim okrążeniu. Tuż przed metą trwa zażarta walka o jak najlepsze miejsca. Kolarze pędzą z prędkością ok. 58 km/h. Na drugiej stronie jezdni 29-letnia kierująca oplem vectra chce skręcić z Al. 1 Maja w uliczkę prowadzącą do ul. Bydgoskiej. Według wstępnych ustaleń policji, kobieta ignoruje stojącego do niej tyłem strażnika miejskiego i wjeżdża na trasę wyścigu. Tam w bok auta uderzają pędzący zawodnicy. Siedmiu z nich trafia do szpitala, jeden zostanie w nim powyżej siedmiu dni, co oznacza, że zdarzenie skwalifikowane zostanie jako wypadek, a nie kolizja.

O winie kobiety rozstrzygać będzie sąd. Okoliczności tego zdarzenia każą jednak zapytać, czy to jedynie zła decyzja kobiety spowodowała tę tragedię, czy może błędy popełniono również w organizacji i zabezpieczeniu wyścigu.

Dlaczego zamknięto tylko jedną część jezdni?

Pierwszą wątpliwość budzi zamknięcie dla ruchu aut tylko jednej części ulicy. Standardem w przypadku tego typu imprez (nie tylko wyścigów kolarskich) jest raczej zamykanie całej ulicy i ewentualne przepuszczanie aut co jakiś czas na odcinkach, po których zawodnicy akurat nie jadą. Tak było zresztą podczas poprzednich edycji konińskiego wyścigu. Z ruchu wyłączana była cała ul. Paderewskiego, a policjanci pozwalali co jakiś czas przejeżdżać samochodom przez częściowo zamknięte ronda na końcach ulicy. Wtedy, gdy kolarze znajdowali się po drugiej stronie trasy.

Jak mówi Kazimierz Zajączkowski, prezes KLTC Konin, współorganizatora wyścigu, decyzja o zamknięciu tylko części trasy została podjęta wspólnie z policją. – Staraliśmy się zorganizować wyścig w centrum miasta, żeby mieszkańcy Konina go zobaczyli. Zależy nam na tym, żeby popularyzować kolarstwo, ale nie żeby mieszkańcy nas przeklinali. Mieliśmy zresztą ustalone z policją, że po każdej kategorii robimy pięć minut przerwy, żeby mieszkańcy mogli wyjechać, swobodnie się poruszać.

Zamykanie całych ulic dla imprez sportowych często jest problematyczną kwestią. Zwraca na to uwagę jeden z kolarskich trenerów, którego zespół brał udział w wyścigu konińskim. – Gdyby cała trasa była zamknięta zaraz prasa by trąbiła, że przyjechało dwudziestu kolarzy i zamykają pół miasta na pół dnia. U nas nie ma kultury imprez masowych, jeśli chodzi o mieszkańców i kibiców. Wypadek z samochodem to jedna rzecz, ale niewiele brakowało, żeby był wypadek z przechodniami. Są pasy, ludzie przez nie przechodzą, mimo że panowie ze straży miejskiej zwracali uwagę.

[strona]

Taśmy i pachołki zamiast barierek

To druga z wątpliwości, która nasuwa się po sobotniej części konińskiego wyścigu. Zazwyczaj zabezpieczenie ulicy podczas imprezy sportowej polega na ustawieniu fizycznych przeszkód, których sforsowanie wymaga całkowicie umyślnego działania i dodatkowo jeszcze – determinacji. Wszelkie wjazdy zasłaniane są więc przez radiowozy lub np. wozy strażackie, ciężkie szlabany albo metalowe barierki. Tak był chociażby podczas lipcowego X Międzynarodowego Kryterium Kolarskiego o Srebrną Szprychę (zdjęcie numer 5).

Tymczasem w Koninie w taki sposób trasa zabezpieczona została tylko częściowo – na skrzyżowaniach. Stronę otwartą dla ruchu samochodowego od strony zamkniętej dla kolarzy (np. na Al. 1 Maja) oddzielały tylko ograniczniki skrajni, rozwieszona między nimi taśma policyjna oraz stojący co jakiś czas funkcjonariusze. Ruch dwukierunkowy na otwartej części jedni rozdzielały ustawione pachołki drogowe. Żadne z tych zabezpieczeń nie uniemożliwiały fizycznie dostania się na trasę wyścigu. Czego przykładem były renault traffic i opel vectra, które na tę trasę wjechały.

– Funkcjonariusze KMP w Koninie już wcześniej przygotowywali się do zabezpieczenia tego wyścigu. Były wyznaczone punkty stałe, w których stali funkcjonariusze kierujący ruchem. Funkcjonariusze dopełnili wszystkiego, czego powinni byli dopełnić, byli tam, gdzie powinni być – ocenia zabezpieczenie wyścigu oficer prasowy konińskiej policji, st. sierż. Zbigniew Janusz. Dodaje jednak: – To, czy to jest bezpośrednio wina kierującej autem, czy będzie tutaj wina kogokolwiek innego oceni postępowanie i ewentualnie sąd.

Zastrzeżeń do pracy służb mundurowych nie ma natomiast prezes KLTC Konin. – Policja zrobiła w sobotę wszystko bardzo dobrze. Wszystko było zabezpieczone. Do policji i straży miejskiej nie mam żadnych zastrzeżeń, jestem im wdzięczny jako organizator. Idiotyczne zachowała się ta pani, która jechała samochodem. Dla mnie to jest szok, jak można się tak zachować – mówi Kazimierz Zajączkowski.

,,To mógł być śmiertelny wypadek”

Mieszane uczucia co do organizacji wyścigu miał natomiast jeden z wspominanych już kolarskich trenerów. Nie chce wypowiadać się pod nazwiskiem. – Nikt, kto robi imprezy nie chce, by stało się coś złego. Organizatorzy uczulali nas, że będzie taka sytuacja, że pół jezdni jest przedzielone. Może zabrakło troszeczkę wyobraźni kolarskiej. Podczas finiszu kolarze walczą na granicy bezpieczeństwa. Na pewno byłoby lepiej, gdyby cała jezdnia była zamknięta.

Według jego oceny, do jeszcze większej tragedii zabrakło niewiele. – Dobrze, że tylko tak się skończyło. Wyglądało to groźnie, mógł to być śmiertelny wypadek. Na całej prędkości, podczas finiszu, wjechali w ten samochód. Dobrze, że ta kobieta stanęła po ukosie. Oni się bardziej obtarli, a nie uderzyli pod kątem prostym. Gdyby było inaczej to dwóch, trzech chłopaków by z tego nie wyszło.

Jak mówił cytowany trener, problemem mógł być brak sprawnej komunikacji. Jako przykład szkoleniowiec podawał sytuację z autobusami MZK. – Organizatorzy mówili, że przystanek autobusowy ma być nieczynny. Kierowcy chyba nie dostali tej informacji, bo kilka minut wcześniej podjechali i wypuszczali normalnie pasażerów.

To zresztą niejedyny przykład nieporozumień podczas wyścigu. Jeszcze w niedzielę, podczas trzeciego etapu rozgrywanego pod Kramskiem, służby na trasę zawodów znów wpuściły samochód (zdjęcia 6-9). Auto zostało wyminięte najpierw przez samotnego zawodnika, następnie skierowane na pobocze przez funkcjonariusza tuż przed nadjeżdżającym peletonem. Cała sytuacja miała miejsce tuż przed zakrętem – bez problemu można sobie wyobrazić, jak pędzący kolarze wpadają na nadjeżdżające z drugiej strony auto.

Najbardziej podczas sobotniego wypadku ucierpiał zawodnik KTK Kalisz, Dawid Wojtysiak. Kolarz trafił do szpitala z pękniętą miednicą. – Ma dużego krwiaka, gorączkuje, jest obolały, podłączony pod kroplówkę – relacjonował w sobotę stan swojego syna ojciec Dawida. Dzień po wyścigu trener kaliskiego zespołu nie chciał rozmawiać z prasą. – Chcę tylko jak najszybciej zapomnieć o tym koszmarze – odpowiedział na propozycję rozmowy.

Śledztwo dot. umyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym

W sprawie wypadku toczy się postępowanie prowadzone przez konińską policję. Jak informuje oficer prasowy z Komendy Miejskiej Policji w Koninie, śledztwo wszczęte zostało z art. 173 ust. 1, czyli umyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym. Za taki czyn grozi od roku do dziesięciu lat pozbawienia wolności. –Kobieta nie została zatrzymana. Nie zostały jej na chwilę obecną przedstawione zarzuty, nie została również przesłuchana. W chwili obecnej trwają czynności, które zmierzają do zebrania całego materiału dowodowego w sprawie. Oceniane są wszystkie wątki. Będzie to realizowane w toku postępowania, nad którym nadzór sprawuje Prokuratura Rejonowa w Koninie – informuje st. sierż. Zbigniew Janusz.

Jakie będą ostateczne rozstrzygnięcia w tej sprawie, na razie nie wiadomo. Sobotni wypadek na pewno był tragedią, która dotknęła wszystkich zainteresowanych. – Prawie 40 lat jestem współorganizatorem wyścigów i nigdy nie mieliśmy żadnego wypadku. Dla mnie to też jest cios – przekonuje prezes KLTC Konin. Ale, jak mówi przywoływany już trener, kolarze to silni ludzie. – Ci mniej poszkodowani to jak kocury – podnieśli się, otrzepali i dzisiaj już chodzą, śmieją się i nie pamiętają, że coś takiego wczoraj było.

Wypadek podczas wyścigu. Czy trasa była dobrze zabezpieczona?
1505903367-zl3c4j-dsc_0376.jpg
1505903363-byd0o4-dsc_0401.jpg
1505903361-8wixk4-dsc_0433.jpg
1505903364-bz53il-dsc_0755.jpg
1505903366-h2zcfz-e_1_.jpg
1505903366-si1zxk-e_2_.jpg
1505903368-ann2z6-e_3_.jpg
1505903369-k_6lep-e_4_.jpg
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole