Radni PO mogli zablokować każdą bzdurną decyzję prezydenta
KONIN JEST NASZ
Już za pięć dni mieszkańcy Konina zdecydują, jakiej chcą przyszłości dla swojego miasta. Tymczasem z mediów wciąż słyszą, że przed nimi staje wybór między PiS-owskim centralizmem a samorządnością, o którą walczy Koalicja Obywatelska i większość opozycji.
Ale tak nakreślony podział ma sens co najwyżej przy wybieraniu radnych do sejmiku wojewódzkiego, bowiem wybór prezydenta Konina czy Rady Miejskiej w żaden sposób nie wpłynie na przestrzeganie konstytucyjnego ładu w Rzeczypospolitej Polskiej.
Bo w Koninie mamy zupełnie inny problem. Tym problemem jest, o czym piszę w cyklu „Konin jest Nasz” od półtora roku, narastające wyludnianie się miasta z powodu braku sensownej pracy za godziwe pieniądze. Dobre zatrudnienie gwarantują jedynie dobre układy z prezydentem Józefem Nowickim lub kimś z jego Rodziny (czyli rządzącą Koninem koterią) albo posiadanie unikatowych kwalifikacji.
Wspomniana Rodzina wciąż się rozrasta, bo obecny prezydent zapobiegliwie przyłącza do niej wszystkich, którzy mogą zagrozić jej władzy lub pomóc w utrzymaniu. Czyni to w skali zarówno indywidualnej, kupując lojalność pojedynczych radnych etatami (przypadek Tomasza Andrzeja Nowaka i Anny Kurzawy, oboje z PiS) jak i hurtowo, zawierając koalicję z Platformą Obywatelską, która omal nie wygrała z nim wyborów prezydenckich w 2010 r. i równie bliska sukcesu była cztery lata później. Za udział w podziale łupów (stanowiska i etaty w urzędzie i miejskich spółkach oraz synekury w radach nadzorczych) radni tej partii głosują najczęściej tak, jak oczekuje tego prezydent, choć podczas sesji i posiedzeń komisji potrafią głośno wyrażać swoje niezadowolenie z jego pomysłów i poczynań urzędników.
Dzisiaj udają opozycję, a Piotr Korytkowski – ich kandydat na prezydenta – mówi, że „czas by dać miastu drugą młodość” i „trzeba zgasić czerwone światło dla Konina”. Po sześciu latach współrządzenia Koninem odkrywa też, że „czas zająć się pracą nad rozwojem miasta, nowymi miejscami pracy i dobrobytem wszystkich mieszkańców”. Ciśnie się na usta pytanie, co w takim razie robił przez te sześć lat jako przewodniczący klubu radnych Platformy Obywatelskiej w Radzie Miasta? Gdzie, przypomnijmy, partia ta ma najwięcej, bo aż dziewięciu spośród dwudziestu trzech radnych (w tym jej przewodniczącego), więc mogła zablokować każdą bzdurną decyzję prezydenta i skutecznie forsować swoje pomysły.
Dziękujemy za Twoją obecność. Obserwuj nas w Wiadomościach Google, aby być na bieżąco.