„Józinek”, mówi do prezydenta szara eminencja Urzędu Miejskiego

O pozycji Joanny Szydłowskiej świadczy również i to, że kierownicy wydziałów traktują ją jak przełożoną i pozwalają się rugać bez mrugnięcia okiem. Dwa lata temu doprowadziła zresztą do wykwaterowania z zajmowanego gabinetu sekretarza miasta Marka Zawidzkiego i zajęła jego miejsce. To właśnie on powinien na bieżąco kierować pracami urzędu, ale z inicjatywy pani kierownik został przeniesiony do budynku po prokuraturze na drugim brzegu rzeki. - Nie było jej to do niczego potrzebne, bo i tak większość czasu spędza u prezydenta, ale chciała go upokorzyć i pokazać, kto tu rządzi – powiedział mi mój informator z urzędu. – No i pozbyć się konkurenta w dostępie do ucha prezydenta.

Podobno Marek Zawidzki znosi to wszystko spokojnie. Zawsze był człowiekiem od czarnej roboty i robił, co mu zlecali. Zresztą wkrótce przechodzi na emeryturę, a jego stanowisko obiecano podobno Dariuszowi Wilczewskiemu, co tłumaczy, dlaczego zdecydował się znów kandydować do Rady Miasta z SLD ramię w ramię z prezydentem, który tak bezceremonialnie pozbawił go w połowie poprzedniej kadencji stanowiska swojego zastępcy, by – w związku z zawiązaniem koalicji z PO - zrobić miejsce dla Sławomira Lorka.

Tak wygląda najbliższe otoczenie prezydenta Józefa Nowickiego, który mimo 74 lat zdecydował się powalczyć o następną kadencję. Ponieważ czuje, że grunt usuwa mu się spod nóg, w kampanię wyborczą zaangażował olbrzymie fundusze. Przede wszystkim miejskie, bo tylko wyborami można tłumaczyć tegoroczny festiwal inwestycyjny. Ponieważ przeznaczono na to wszelkie dostępne pieniądze, nie odłożono w budżecie środków na zapowiadaną od lat (już w programie Józefa Nowickiego przed wyborami w 2014 r.) budowę dróg dojazdowych do nowego wiaduktu, łączącego Zatorze z piątym osiedlem.

Te brakujące 120 mln, na które miasto wypuści obligacje, to jest właśnie koszt jego kampanii wyborczej. Ale nie cały, bo przez cztery minione lata prezydent lansował się za nasze pieniądze w konińskich mediach, opowiadając, ile to dobrego zrobił. Wyjątkowo bezczelnym numerem jest wydanie tak zwanego „Raportu o stanie miasta”, który o stanie miasta mówi niewiele, zawiera bowiem głównie listę działań, podjętych przez prezydenta i jego urząd, jest więc kolejną formą autopromocji, za którą prezydent powinien zapłacić z własnej kieszeni. Bo to jest tak, jakby właściciel nieruchomości zamiast przedstawić nabywcy rzetelny opis jej stanu z takimi danymi jak rok budowy, użyte materiały, stan ścian i stropów, szczelność dachu, stopień zużycia, opisał mu, gdzie pomalował ścianę, które klamki wymienił i jaki obrazek powiesił w salonie.

Brakuje więc w „Raporcie o stanie miasta” informacji o fatalnym stanie miejskich nieruchomości, z których część – z powodu zaniedbań - nadaje się już tylko do wyburzenia (jak to stało się z wiaduktem Briańskim), a innym niedługo zagrozi ten sam los. O amfiteatrze już dziesięć lat temu występujący w nim artyści mówili, że nie nadaje się do użytku, a nasze piłkarki nie mogły przyjmować na stadionie rywalek z Europy. W hali „Rondo” podczas obfitych opadów woda leje się na głowy pływających w basenie, a rozsypującą się z powodu zaniedbań galerię, zdobiącą od frontu tę jedną z niewielu perełek współczesnej architektury w naszym mieście, bezceremonialnie wyburzono.