Sylwia Matuszak: „To był jeden z moich najcięższych turniejów”
– Pierwszego dnia byłam załamana, bo wygrałam tylko dwie walki z sześciu. To był pierwszy taki turniej, gdzie stresowałam się, czy wyjdę z grupy – mówi Sylwia Matuszak, konińska szablistka, o starcie w ostatnim Pucharze Świata Seniorek.
Zeszły weekend szablistka KKSz Konin, Sylwia Matuszak, wspominać będzie długo. W sobotę wywalczyła szesnaste miejsce w turnieju indywidualnym podczas Pucharu Świata Seniorek, dzięki czemu awansowała na turniej kwalifikacyjny do Igrzysk Olimpijskich. O bilet do Tokio koninianka powalczy w kwietniu. Dzień po turnieju indywidualnym, razem z koleżankami z polskiej reprezentacji, sięgnęła po złoty medal w turnieju drużynowym. Z konińską szablistką rozmawiają Mateusz Krzesiński i Bartosz Skonieczny.
Mateusz Krzesiński: Na początek wypada powiedzieć tylko: wielkie gratulacje. Zaczniemy od tego, co wydarzyło się w zeszłą niedzielę. Złoty medal drużynowy w Pucharze Świata Seniorek. Co dziś, kilka dni po tym, co wydarzyło się w Budapeszcie, siedzi w twojej głowie?
Sylwia Matuszak: W końcu to chyba do mnie dotarło. Emocje są wielkie. Myślami jestem jeszcze w Budapeszcie na planszy. Jestem bardzo szczęśliwa.
MK: Spodziewałaś się, że to aż tak dobrze może się zakończyć?
SM: Nie spodziewałam się tego, że wygramy, ale spodziewałam się, że dobrze powalczymy. Jesteśmy zgraną, młodą drużyną. Liczyłam na pierwszą czwórkę, a później stwierdziłam, że co się wydarzy, to się wydarzy. Stanęły przed nami zawodniczki bardzo doświadczone, z pierwszych miejsc na świecie. Ale ten dzień był po prostu nasz.
„Swojego trenera traktuję czasami jak tatę”
Bartosz Skonieczny: Ten sukces to również duża zasługa drugiej postaci z Konina, czyli Dariusza Nowinowskiego, trenera polskiej kadry. Jak układa się wasza współpraca – twoja i twoich koleżanek z trenerem Nowinowskim. W tym roku masz szansę na indywidualny wyjazd do Tokio. Może za trzy lata, już razem z koleżankami, jako drużyna, awansujecie na Igrzyska?
SM: Współpraca układa się dobrze, ciężko trenujemy, mamy bardzo dużo zgrupowań. Przed wyjazdem do Budapesztu byłyśmy trzy razy na naprawdę bardzo ciężkich zgrupowaniach. Zdarzały się dni, w których bardzo narzekałyśmy na zmęczenie. Jak widać jednak przyniosło to efekty. Myślę, że za trzy lata Paryż będzie nasz.
MK: Czy to, że trener kadry to trener z Konina, którego znasz, ma znaczenie?
SM: Jakieś znaczenie to ma. Na co dzień trenuję jednak z trenerem Arkadiuszem Roszakiem.
MK: Trener Roszak mówił o tobie wiele ciepłych słów, ale wspomniał również, że łączy was taka bardzo bliska relacja. Nawet w pewnym momencie użył takiego sformułowania, że ma już trzech synów, a teraz ma jeszcze córkę.
SM: Ja swojego trenera też traktuję momentami jak tatę. Jest moim wielkim wsparciem. Takie są między nami relacje. Bardzo się cieszę, że trafiłam na takiego trenera.
„Pierwszego dnia byłam załamana”
BS: W finale z Włoszkami to ty byłaś tą zawodniczką, która zdobyła decydujący punkt. Zastanawiam się, czy czujesz się liderką tej kadry, czy w ogóle jest taka postać w waszej drużynie?
SM: Tego dnia trener postawił na mnie. Były inne plany, miał kończyć ktoś inny, Marta Puda. Po pierwszym meczu trener stwierdził jednak, że stawia na mnie i to ja będę kończyła. Myślę, że podjął dobrą decyzję, ja zaczęłam w siebie mocniej wierzyć.