Skocz do zawartości
Polska

Wybory 2024: Kandydaci na radnych gmin, powiatu i miasta. Zobacz, kto się zgłosił! [PEŁNE LISTY]

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plSportZbigniew Iciaszek wspomina mistrzostwo Zagłębia Konin

Zbigniew Iciaszek wspomina mistrzostwo Zagłębia Konin

Dodano:
Zbigniew Iciaszek wspomina mistrzostwo Zagłębia Konin
Zagłębie Konin

Zapraszamy na kontynuację wspomnień dotyczących zdobycia przez konińskich pięściarzy złotych medali. Dzisiaj publikujemy wywiad z dziennikarzem, Zbigniewem Iciaszkiem. Wkrótce ukażą się kolejne.

Lata lecą, wspomnienia się zacierają. Proszę wyjaśnić, czy mecz z Gwardią był decydujący? Czy może już wcześniej Zagłębie miało zapewniony tytuł, a w Koninie trzeba było zakończyć sezon i wręczyć medale? Pytam o to też dlatego, że do naszego miasta przyjechali oficjele z Polskiego Związku Bokserskiego.

Ostatni mecz z Gwardią Warszawa trzeba było wygrać. To on o wszystkim decydował. Przedstawiciele związku musieli gdzieś pojechać i wybrali Konin. Było duże prawdopodobieństwo, że wybrali dobrze i ostatecznie mieli rację. To był historyczny moment, bo przyjechał prezes PZB, Jacek Wasilewski. Wydarzenie i wielkie emocje w Koninie.

A nie było to zbyt ryzykowne? Właściwie wszystko było przygotowane pod wygraną Zagłębia. A to tylko lub aż sport.

Nie odpowiem na to pytanie, ponieważ powinno być ono skierowane do ówczesnych władz PZB. Ale rozumiem, co masz na myśli.

W tamtym czasie, nie tylko jeżeli chodzi o piłkę nożną, szalała korupcja. Był taki mecz Zagłębia z Czarnymi Słupsk, który mówiąc delikatnie do najczystszych nie należał. Sędzia Kazimierz Kosiński podjął co najmniej dwie kontrowersyjne decyzje na korzyść ekipy ze Słupska. Chodziło o walki Dariusza Kasprzaka i Mirosława Bobrowskiego. Trudno arbitrowi klasy międzynarodowej EABA zarzucać słabszy dzień. Prawdopodobnie mogło chodzić o coś zupełnie innego.

Tego to już nie pamiętam, ale fakty są takie, że boks amatorski był, jest i pewnie będzie pełen różnych wątpliwości. Teraz wyjaśnię jedną kwestię, żeby każdy mógł sobie wyrobić własny pogląd. Jeżeli kilku dobrych zawodników nie łapało się do składu Zagłębia, to znaczy, że mieliśmy naprawdę mocną ekipę. Budżet klubu był taki, że można było sobie na to pozwolić. Oskarżenia z zewnątrz sugerujące, że Zagłębie kupiło mistrzostwo są bezzasadne. Tamta drużyna zasłużenie zdobyła tytuł, bo miała najmocniejszy skład i największy budżet.

A jakie jest pańskie zdanie na temat ówczesnej kondycji boksu amatorskiego?

Ta dyscyplina już wtedy mocno kulała. W Hetmanie Białystok, czy w Gwardii Warszawa w pewnych wagach startowali ludzie, którzy nie powinni tego robić na tym poziomie. Kluby po prostu nie miały innych zawodników. A w Koninie było co najmniej po dwóch do tej samej kategorii. Po latach Andrzej Goiński, Dariusz Kasprzak i Mirosław Bobrowski próbują to reaktywować w dość skuteczny sposób. Natomiast nie ma już boksu ligowego. 

Miejsce Zagłębia Konin, to się nie zmieniło przez lata, jest w hali przy ulicy Dworcowej. Spotkanie decydujące o mistrzostwie odbyło się jednak w zupełnie innym miejscu.

To był jedyny mecz, który odbył się w hali Rondo. Jej oficjalna pojemność wynosi niespełna pięćset osób, biorąc pod uwagę miejsca siedzące na górze. Ale, że było sporo miejsca na dole to ustawiono krzesła wokół ringu. Wobec tego mogło być mniej więcej półtora tysiąca osób. Więcej już by się nie zmieściło.

A nie było też tak, że ci, którzy nie dostali się do środka, nie zostali na zewnątrz? Nie czekali na wieści o przebiegu walki na zasadzie „głuchego telefonu”?

Nie sądzę, żeby ci, którzy nie dostali się do hali, mieli jakikolwiek powód, aby przed nią czekać.

Jaka była wówczas atmosfera?

W powietrzu unosiło się przekonanie, że Zagłębie wygra ten mecz. Kibice chcieli, aby tak się stało. Inaczej nie przyszłoby tylu ludzi, którzy z niepokojem czekali na to, co się wydarzy. Mało tego, przyjechali działacze z PZB i mieli gotowe medale dla Zagłębia, które zostały wręczone na ringu po ostatnim pojedynku. To było prawie pewne. Po zdobyciu mistrzostwa była niesamowita euforia. Gdyby ktoś zapalił zapałkę to byłaby wojna. Wszyscy byli tak rozemocjonowani, że można było zrobić praktycznie wszystko. Gdyby to przenieść do innego miasta, to pewnie byłoby to samo. Grudzień 1991 roku w Koninie pod względem sportowym na zawsze będzie kojarzył się w pozytywny sposób.

Podobnie jak pięściarze, pan także się nie nudził. Dziennikarz wykonuje czasami mnóstwo niewidocznej pracy. Proszę opowiedzieć, jak to było w pańskim przypadku.

W trakcie meczu razem z Waldkiem Domskim kręciliśmy film, który teraz okazuje się fajną pamiątką. A kilka godzin po meczu, na żywo relacjonowałem ten mecz w audycji Polskiego Radia pt. "Przy muzyce o sporcie". Mimo, że od tryumfu konińskich pięściarzy minęło ładnych parę godzin, emocje we mnie były jeszcze tak rozbudzone, że praktycznie krzyczałem do słuchawki. Oczywiście telefonu stacjonarnego bo komórek wtedy jeszcze nie było. Prowadząca tę audycję w warszawskim studio redaktor Renata Susałko powiedziała mi później, że po mojej relacji miała wrażenie, że była na tym meczu. To miłe.

W tamtym czasie koniński klub był sponsorowany przez Jerzego Piaseckiego i jego firmę Pollas Lazos. Stąd ówczesna nazwa: Zagłębie "Pollas" Konin.

Piasecki był głównym sponsorem, ale też nie przeganiał innych firm, które chciały pomóc. Nie odtrącał nikogo. To był, i o ile wiem, nadal jest dobroduszny człowiek. Był piłkarzem Górnika Konin i ciągle powtarzał, że jego pierwszą miłością jest piłka nożna. Był taki moment w historii klubu, gdy był w drugiej lidze, żę w niego zainwestował. Bardzo lubił sport.

Pana chyba też, skoro na jeden z meczów poleciał pan razem z drużyną.

Drużyna leciała na spotkanie z Hetmanem Białystok samolotem z Kazimierza Biskupiego, a mnie zaprosił Jerzy Piasecki. Więc chyba muszę się zgodzić. Kilku zawodników ciężko przeszło ten lot. Wiadomo, nie każdy dobrze znosi takie podróże.

Takie eskapady były częstsze?

Na pozostałe mecze były mniejsze odległości. Wobec tego wszyscy jechali w ten sam dzień. Rzadko zdarzało się, że drużyna wyjeżdżała dzień wcześniej. Więc moja odpowiedź brzmi „nie”.

I jak to mówiąc kolokwialnie „żarło”, tak przestało.

Krótko potem Zagłębie Pollas się rozpadło. Pan Piasecki, który włożył naprawdę sporo pieniędzy i swojego czasu w funkcjonowanie tego klubu, stwierdził (z perspektywy czasu być może miał rację), że to jest sport dość mało wymierny. Żeby nie używać większych słów. Wycofał się ze wszystkiego, a ponieważ nie było pieniędzy prywatnych, a miasto sporadycznie finansowało taki sport, jak boks, wszystko się rozpadło.

Boks to było jedyne źródło utrzymania zawodników? Czy musieli jeszcze gdzieś dorabiać?

To było tak, jak z piłką nożną. Oficjalnie byli zatrudnieni w miejskich zakładach, ale jeździli tam tylko po wypłaty. Zarabiali na ringu. Oprócz tego, że byłem dziennikarzem, pracowałem w miejscu, w którym byłem szefem Mirka Bobrowskiego. Walczył w wadze lekkopółśredniej. Gość niepozorny, ale miał taką siłę, że większość jego pojedynków kończyła się przed czasem.

W Koninie byli rozpoznawani na ulicach? Byli popularni?

To były inne czasy. Chłopcy budzili szacunek i podziw, ale nikt za nimi nie biegał, żeby sobie zrobić zdjęcie. Mało kto miał zresztą aparat. Nie w telefonie, jakikolwiek. To nie byli celebryci, chodzili po ulicach niemal niezauważeni. Może krótko po zdobyciu mistrzostwa było inaczej, ale ogólnie to nie.

A sami bokserzy mieli świadomość, że w ich życiu wówczas wydarzyło się coś wielkiego?

Oni wiedzą, że osiągnęli sukces, ale to nie zmieniło nic w ich życiu.

Tak już z perspektywy kibica, nie żal panu, że Andrzej Goiński niezbyt chętnie rozmawia z Dariuszem Kasprzakiem?

Oczywiście, że tak. Ale co my możemy zrobić? Panowie poróżnili się w pewnych kwestiach i chyba nie jest już możliwe, aby to naprawić. Obaj mają swoje charaktery i pewnie nie ustąpią. Jakiś czas temu próbowałem ich ponownie do siebie zbliżyć i średnio to wyszło. Goiński został w Zagłębiu, Kasprzak pracuje w Copacabanie. A jeżeli mam być szczery, to w Koninie nie ma miejsca dla dwóch tego typu klubów.

Wobec tego zapytam, czy w ogóle boks amatorski jest komukolwiek potrzebny?

W wydaniu juniorskim i młodzieżowym jest nieodzowny, bo nikt od razu nie staje się zawodowcem. Natomiast amatorski boks seniorów wywołuje u mnie mieszane uczucia.

Foto Zagłębie Konin

Czytaj więcej na temat:Zagłębie Konin, Zbigniew Iciaszek
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole