Zostań w domu! Męskie robótki: igła, nitka, sznurek, haftowanie
Makramy, łapacze snów, torby ze sznurka, a także haft krzyżykowy. Dla 73-letniego Mieczysława Marczaka, emerytowanego pracownika konińskiej kopalni, to sposób na zagospodarowanie wolnego czasu. A w czasach pandemii, gdy lepiej zostać w domu, to znakomite zajęcie na odstresowanie.
- Mężczyźni nie muszą być gorsi od kobiet – odpowiada M. Marczak pytany o to, czy tkanie albo haftowanie to jednak typowo kobiece umiejętności. – Robię to trochę dla zabicia czasu, żeby się nie nudzić, żeby głupoty człowiekowi do głowy nie przychodziły. A skoro sprawia mi to przyjemność, to dlaczego mam tego nie robić? Żona się tylko śmieje, że do szuflady robię i dopinguje na odległość. Sama nie przepada za tego typu robótkami. W przeciwieństwie do mnie, zabija czas czytaniem książek.
Sznurkowe torby „produkcji” pana Mieczysława dumnie noszą córka i wnuczka oraz znajomi, którym spodobały się poszczególne wytwory. A jest ich imponująca kolekcja.
- Igła, nitka, szycie nigdy nie było mi obce bo moja mama była wziętą krawcową w Koninie – zdradza Mieczysław Marczak. - Od dziecka widziałem w domu jak pracowała. Dlatego drobne cerowanie, czy szycie opanowałem już jako młody chłopak. Przydało się to, gdy studiowałem w Akademii Górniczo – Hutniczej w Krakowie, gdzie trzeba było sobie radzić z tak zwanym codziennym życiem.
Z wykształcenia M. Marczak jest mgr inżynierem górnictwa. Dlatego po studiach w Krakowie wrócił do Konina, żeby pracować na odkrywce. - Całe zawodowe życie przepracowałem w kopalni – mówi M. Marczak.
Na emeryturze aktywnie wrócił do dawnych umiejętności. Z makramą zetknął się jeszcze pod koniec lat 70-tych XX wieku. - W panującej wówczas szarzyźnie udało mi się kupić książkę o robieniu makramy. Był tam instruktaż jak wiązać supły. Zacząłem więc wyplatać różne drobiazgi. Robiłem to wówczas z trudnego do zdobycia sznurka do snopowiązałek. Po latach przerwy od robótek ręcznych, zobaczyłem u siostry haft krzyżykowy. Przypomniały mi się pewne rzeczy. Kupiłem kanwy, muliny, kordonek i zacząłem haftować. Po kolejnych latach wróciła moda na makramy, więc i ja wróciłem do wyplatania. Odnalazłem tę książkę z wzorami, sztuką wiązania, typami węzłów i wróciłem do tego zajęcia. Robię teraz łapacze snów, wieszadła do kwiatów (pojedyncze, podwójne, potrójne), duże i małe makramy ścienne. Wyplatałem też biżuterię ze sznurka i koralików, takie oryginalne kolorowe wisiory. A wzory same przychodzą do głowy podczas robienia.
Tym bardziej, że zmieniły się czasy, a sznurek i inne potrzebne surowce można kupić bez problemu i to w różnych wydaniach. Prace trafiają potem do rodziny i znajomych. - Torebkę mogę zrobić z 50 metrów sznurka, łapacz snów z 30, czy nawet 200 metrów sznurka, zależy od wielkości, gęstości oczek, węzłów. Czy to makrama ścienna, czy torba, można zużyć nawet do 400 metrów sznurka. Na te większe prace poświęcam po 6 godzin dziennie przez tydzień. Robię sobie wtedy kawkę, ciasteczko i bawię się tym.
PS. Pan Mieczysław zdalnie podzielił się informacjami o sobie, pochwalił się tym, co robi, ale bez pokazywania wizerunku (kto zna, ten wie). Zachęca natomiast gorąco do realizowania swoich pasji.