Skocz do zawartości

Prześlij nam swoje filmy, zdjęcia czy tekst. Bądź częścią naszego zespołu. Kliknij tutaj!

LM.plWiadomościNiepodległość w Koninie zaczęła się od pogrzebów i reglamentacji kartofli

Niepodległość w Koninie zaczęła się od pogrzebów i reglamentacji kartofli

KONIŃSKIE WSPOMNIENIA

Dodano:
Niepodległość w Koninie zaczęła się od pogrzebów i reglamentacji kartofli
Konińskie Wspomnienia

Koninianie witali niepodległość pogrążeni w żałobie, ponieważ 11 listopada 1918 roku od kul niemieckich zginęło ośmioro koninian, w tym czworo nastoletnich uczniów gimnazjum.

Katalizatorem wydarzeń były wieści o rewolucyjnych rozruchach w Niemczech, które wywołały zamęt w szeregach administracji okupacyjnej, a w liczącym około dwustu żołnierzy miejscowym garnizonie chęć jak najszybszego a przede wszystkim bezpiecznego powrotu do kraju.

Niemcy nie chcieli oddać broni

W rezultacie 11 listopada przed południem odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Rady Miejskiej Konina, na którym niemiecki burmistrz Hellman zrzekł się swojego urzędu i złożył sprawozdanie na temat stanu miejskich finansów. Rada wybrała na jego miejsce dotychczasowego ławnika Edwarda Sikorskiego. Ponieważ w trakcie obrad przyszło zaproszenie od Rady Żołnierskiej na spotkanie, posiedzenie przerwano, a trzyosobowa delegacja – oprócz Sikorskiego znaleźli się w niej Wincenty Wodziński i Ludwik Reymond - udała się na rozmowy do koszar przy dzisiejszej ulicy Kaliskiej, gdzie obecnie mieści się Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy. O piętnastej panowie wrócili na salę obrad i poinformowali zebranych, że Niemcy zgodzili się przekazać Radzie pocztę i więzienie, a Polacy zobowiązali się utworzyć milicję miejską dla utrzymania porządku. Następnego dnia niemiecka jednostka miała opuścić Konin.

W tym samym czasie na wieść o rozbrojeniu niemieckich żołnierzy w Słupcy do działań przystąpili konińscy peowiacy, czyli członkowie piłsudczykowskiej Polskiej Organizacji Wojskowej. Leon Dyc, zastępca komendanta konińskiego obwodu POW, zarządził mobilizację ludzi z terenu całego powiatu i wieczorem na czele trzystu – jak napisał we wspomnieniach Wincenty Grętkiewicz – ludzi zjawił się pod koszarami z żądaniem wydania całego uzbrojenia. Dysponujący zaledwie kilkunastoma fuzjami oddział nie zrobił wrażenia na Niemcach, którzy odparli, że nie mogą bezbronni wracać do kraju, „a POW i bez ich broni może przejąć całą cywilną administrację w mieście”.

Peowiacy weszli przemocą

Po powrocie do śródmieścia komendant Dyc zwołał wiec peowiaków w sali kina „Polonia”, by powołać Komisję Obywatelską do przejęcia władzy w Koninie. Zależało mu, by ubiec w tym Radę Miasta opanowaną przez konserwatywnych ziemian. Polska Organizacja Wojskowa składała się bowiem z członków i sympatyków Polskiej Partii Socjalistycznej, w większości ludzi młodych o dość radykalnych poglądach, którzy nie ufali Radzie Miejskiej wybranej według ordynacji faworyzującej ziemian i najbogatszych przemysłowców. Ci drudzy z kolei widzieli w POW wywrotową organizację, złożoną z młokosów o gorących głowach i socjalistycznych poglądach.

Komisja Obywatelska, na której czele stanął Stanisław Kowalski, właściciel browaru, jeszcze tego samego dnia zajęła lokal Kasy Powiatowej, po czym udała się do gmachu starostwa przy rynku (dzisiaj siedziba Urzędu Miejskiego), gdzie wciąż, mimo później godziny, urzędował szef okręgu Schultz ze swoimi ludźmi, i zażądała wydania broni. Ponieważ Niemiec odmówił, Leon Dyc wszedł do budynku ze swoimi ludźmi przemocą.

Kule zabiły osiem osób

Wraz z zarekwirowanymi karabinami, których według Wincentego Grętkiewicza było około trzydziestu, i dwoma skrzynkami amunicji oddział udał się do kamienicy Zemełki, gdzie mieściła się wtedy szkoła handlowa. W tym samym czasie ktoś z urzędu zadzwonił do koszar z informacją, że Polacy na nich napadli, więc niemieccy żołnierze wyruszyli na pomoc. Oddział minął ratusz z prawej strony, zagłębiając się w ulicę Wiosny Ludów. Było już ciemno, więc żołnierze bardziej usłyszeli niż zobaczyli peowiaków, którzy właśnie wchodzili bocznym wejściem na podwórze szkoły handlowej i towarzyszący im tłum młodych przeważnie mieszkańców Konina.

Niewykluczone, że ktoś w tym momencie wystrzelił, być może – jak sugerują niektórzy – był to przerażony sytuacją Niemiec mieszkający przy ulicy Wiosny Ludów (wtedy Zielonej), co sprawiło, że żołnierze oddali salwę do tłumu. Kule zabiły na miejscu pięć osób, a dalszych trzydzieści raniły, z których trzy zmarły w ciągu kilku następnych dni. Ich nazwiska znajdują się na tablicy pamiątkowej, przymocowanej do ściany kamienicy Zemełki (fot. 1, 2).

Trzy dni Mańkowskiego

Niepodległość zawitała do Konina 12 listopada, we wtorkowe przedpołudnie, kiedy ostatni niemieccy urzędnicy wraz z batalionem piechoty i szwadronem kawalerii opuścili nasze miasto. Nazajutrz odbył się pogrzeb pierwszych pięciu ofiar tragicznej poniedziałkowej strzelaniny.

Ponieważ niepodległe państwo polskie dopiero się organizowało, po władzę w powiecie konińsko-słupeckim sięgnęło środowisko ziemiańskie, powołując na stanowisko starosty hrabiego Stanisława Mańkowskiego, właściciela rozległego majątku z siedzibą w Kazimierzu Biskupim. Jedną z pierwszych jego decyzji było uwolnienie cen żywności i zniesienie jej reglamentacji, co groziło gwałtownym wzrostem cen, korzystnym dla producentów, ale katastrofalnym dla konsumentów, szczególnie tych najuboższych. Na dłuższą metę mogło to grozić przewrotem społecznym, podobnym do tego w sowieckiej Rosji i rewolucyjnych rozruchów w Niemczech.

strona 1 z 2
strona 1/2
Potwierdzenie
Proszę zaznaczyć powyższe pole